Krwawa Rzeka

Z absurdalną prędkością stanął na łapach i odskoczył, kiedy samica wylądowała tuż przed nim. Zmarszczył pysk, odsłaniając szczenięce, choć podejrzanie mocne i duże, kły. Zamiast odezwać się, warczał na Rainę.

Wstałam zdziwiona na zachowanie szczeniaka. Usiadłam. Miał duże kły. Jednak mógł jedynie mnie zadrapać. Za to ja, miałam mocne i wielkie kły które szybko wbiły by się w jego skórę gdybym nie była z jego stada. Wyciągnęłam łapę by zobaczyć jak zareaguje. Czy będzie chciał ugryźć czy co.
- Zakładam że jesteś kimś ważniejszym i z tego stada co ja, prawda?- odpowiedziałam warknięciem ukazując stopniowo zaostrzone kły.

Nim wysłuchał do końca samicy, zdążył już rozewrzeć szczęki i wyeksponować dosłownie każdy, biały ząb. Kiwnął łbem na tak, później na nie i znowu na tak. Rozumiał, co mówiła Raina, ale nie potrafił jej odpowiedzieć ani werbalnie, ani niewerbalnie. Zaczął iście pokazowo napinać każdy mięsień po kolei, jakkolwiek tłuszcz przyćmiewał ich wspaniałość.

Samczyk kiwał głową na nie, na tak aż się pogubiłam. Napinał się pokazowo. Uśmiechnęłam się. Słodki był i niebezpieczny dla życia wielu małych zwierzątek. Spojrzałam na niego i wstałam.
- Będę się zbierać, mam obowiązki do wykonania.Ale jeszcze troszeczkę odpocznę.. ruszyłam z miejsca.
[z.t dla mnie]

Przylazł na zebranie stadne, czekał.

Ciągnął za sobą zgrzewkę wypełnioną butelkami rumu, również przybył na ten skecz; a przepraszam, poważne spotkanie stadne. Łypnął tylko krótko na postać Asmodeusza, aby następnie zająć sobie jakieś dogodne miejsce na obrzeżu, aby móc w spokoju obserwować i pić sobie trunek. Owijając puchaty ogon w okół swych łapisk, sięgnął po pierwszą z butelek (notabene, wszystkie tylko dla niego xd), odkorkował ją jednym sprawnym szarpnięciem o upił kilka zdrowych łyków.

Zaraz po Alfie, przybyła Accalia. Słyszała o zebraniu stadnym, na którym obowiązkowo musiała być. Zobaczywszy Asmo, skinęła mu głową na powitanie.
- Sinevo - dorzuciła, zgrabnie siadając obok władcy i oczekując kolejnych krwistych.

Przylazła nad krwawą rzekę w celu spotkania stadnego.
-Sinevo - usiadła gdzieś nie daleko.

Przylazł.

Przybył.

Przybyła i usiadła koło matki.

Przybiegła///
Biegłam co sił w łapach. Chyba już się zaczęło. Spojrzałam przed siebie. Dotarłam.
- Sinevo!- Rzuciłam zatrzymując się i siadając w kręgu.

I on dumnym - a przynajmniej starał się, aby taki był, chociaż nie wychodziło mu to zbyt dobrze - krokiem, przybył nad rzekę w swej czarnej pelerynie, która z chwili na chwilę, stawała się bardziej do niego przypasowana. Jasność spojrzenie zabłysła, a kąciki warg powędrowały do góry w geście powitania swej matki oraz siostry. Przysiadł jak najbliżej zgromadzenia.
- Sinevo. - przywitał posłusznie dorosłych.

Demon sprężystym krokiem przyszedł nad rzekę. Obmiótł spojrzeniem całe zgromadzenie, po czym usiadł gdzieś z boku.
-Sinevo. - mruknął.

Wtargnęła niepostrzeżenie i niczym prawdziwy ninja pojawiła się przy boku Steela.
- Daj butelkę, mendo - wyrzuciła na wstępie. Chrzanić przywitania i inne konwenanse. Rum ma zawsze pierwszeństwo!

Przybył w jednym konkretnym celu jak każdy.
-Sinevo. - powitał wszystkich zebranych i usiadł.

Zerknęłam kontem oka na psa, który dopiero przybył. Tak to był ten, co mnie oznakował. Nagle coś strasznego mi się przypomniało.
- O cholera...- szepnęłam, w nadziei że pies nie będzie niczego pamiętał. Ale mam krótką pamięć. Może nie zauważy...

Malamut obserwował gromadzące się psy, czyli Levuśka wróciła oficjalnie w ich szeregi? Nie wiedział czy nadal się cieszyć czy płakać, dostrzegł nowych członków, rodzinę oraz tych mniej lub bardziej znanych.
-Nie nas jeszcze wszystkich, poczekamy jeszcze nieco co nie zmienia faktu że miło was widzieć w jednak dość licznym gronie. Mamy dużo ważnych spraw do omówienia, bo stado jak to kolwiek brzmi schodzi na psy. - na ostatnie słowa wręcz się skrzywił, tak nie mogło być a mieli sporo do przegadania, przysięga od nich, pakt z mglistymi, znaki, rangi, zadania ciul jak w psychiatryku.

Przekręcił łeb, zerkając na wampirzycę jednym ślepiem. Ona wciąż tu? Prychnął zagarniając ogonem zgrzewkę bliżej siebie.
- A ni mi się śni, to mój rum. - burknął, upijając kolejny łyk. Oblizał ze smakiem kufę, na której wciąż widniała zaschnięta posoka samotnika. Zastrzygł uszami, kierując jego w stronę malamuta.
- Cyrk przybył!
- A ty jesteś jego główną atrakcją.

Przybył z grymasem niezadowolenia na pysku.
Wyrwali go, ale po kie licho?
- Sinevo - mruknął i usiadł lustrując wszystkich po kolei.

Właściwie nie wiadomo czy wróciła, aby pomagać czy przekręcić się ze śmiechu oglądając ten bajzel. Powód i tak nie grał roli, bo liczyła się tylko i wyłącznie rozrywka.
Teraz i ona miała tylko jedno oko, więc tak jak basior, łypnęła jednym ślepiem, starając się, coby wargi nie rozciągnęły się w zbyt autentycznym uśmiechu. Mogła z całą szczerością przyznać, że Steele był jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że jeszcze potrafiła się śmiać.
- Oh, morda. - Skwitowała tylko, poczynając rozglądać się dookoła w poszukiwaniu zgrzewki. Nawet jej przez myśl nie przeszło, aby zajrzeć pod jego tyłek. Mruknęła coś niezrozumiale, wyraźnie niezadowolona.
- Stary sknera.

- Pijawka. - uniósł kąciki warg do góry w złośliwym uśmieszku, mrużąc swoje jedno ślepie. najwyraźniej droczenie się, nigdy nie przestanie być czymś naturalnym dla tej dwójki. Postawił butelkę na podłożu, przytykając dzióbek swoją łapą. Mlasną głośno, nie lubił czekania, nigdy, nużyło go to.

Zjawił się i on...

Nie przejmował sie gadką pomiędzy Lev a Steelem ale to nic nowego. Póki nie zakłócali przebiegu tego co się działo mogli szeptać między sobą.
-Jeszcze nie wszyscy wiedzą że na tą chwilę połączyliśmy się z mglistymi, po spotkaniu z przywódcami obu stad doszedłem do wniosku że pakt z płomiennymi nie byłby korzystny natomiast mgliści przedstawili korzystne warunki dla nas wszystkich. Nadal pozostało porywanie, jednak nie zabijamy się oraz nie wpierdzielamy się do nich na tereny w razie wojny mamy pewność że przyjdą nam z pomocą czy my im czy oni nam bo tak czy siak wojna z płomiennymi nas czeka. - głos miał dość donośny rozchodził się po terenie krawej rzeki docierając do wszystkich uszu tutaj zebranych. Nie zamierzał się powtarzać ani dyskutować co z czym miało się jeść, tak na prawdę stado składało się z ilu 7 może 8 dorosłych i samych szczeniąt to obecnie marny wynik.
-Poza tym prócz Hundura którego obecnie nie ma, i jednorazowego wyskoku Forneusa i Accali nie obiło mi się o uszy by jakaś wasza ofiara była u nas. Chyba zapominacie że te stado ma siać zamęt, a chowacie ogon pod siebie i uciekacie przy pierwszej lepszej okazji. Może trza wam pomóc i przypomnieć jak to się robi? Bo mam wrażenie żeście zapomnieli. - warknął lekko zirytowanym faktem że psy tak na prawdę gówno robiły, żaden nie raczył ruszyć palcem by jakiś samotnik czy płomienny znalazł się w lochach.
-Kolejnym ważnym tematem są znaki i przysięga, tu pojawił się mój błąd bo nie dopilnowałem siebie samego ani drugiego znakującego w tej sprawie, więc oczekuje waszej odpowiedzi na moje słowa. - mruknął spojrzawszy po zebranych ślepiami.
-W gniewie cierpienia i wściekłości poniżonych odzywam się jak grzmot, abyście usłyszeli! Przez władzę Szatana, niech ziemia i przyjemności jej wnikną w jestestwo wasze. Niech sole życiowe jego płyną niepowstrzymane, aby mógł cieszyć się cielesnym nektarem swych przyszłych pożądań.
Niech niemi będą przeciwnicy jego, cieleśni i bez ciała, aby uwolnił się - radosny i mocny - od tego, co boli go. Niech żadne nieszczęście nie stanie na drodze jego, bo jednym z nas jest i dlatego chronić go trzeba.
Przywróć mu siłę, radość, władzę bez końca nad przeciwnościami, co go opadły. Zbuduj wokół niego i w środku jego radosną promienistość, która zapowie wyjście jego z martwych mokradeł, co go otaczają. Tego prosimy, w imię Szatana, którego łaski kwitną, którego siła zwycięży! Jako Szatan włada, tak i ten, którego imię jest jak ów dźwięk: wszystkich tutaj zebranych, jest naczyniem, którego ciało jest jak ziemia; życie wieczne, świat bez końca!
Szem ha-meforasz! Chwała Potępionym! - powiedział do wszystkich oczekując odpowiedzi, prościej było ógolnić niż dla każdego z osobna.

Sharm El Sheik ~ oh, oh, oh... Rozmyślił się na moment odrywając i wzrok i myśli od znajdujących się tutaj psowatych... Ach te dawne czasy. Szkoda, że ta nędzna skórka i nędzne ciało nie nadają się absolutnie do niczego... Nie podobał mu się fakt, iż obecnie jego umysł znajdował się w ciele takiego stworzenia... Miał swoją godność; uwielbiał zwierzęta... ale to? to już lekka przesada. Mlasnął kilkakrotnie chcąc zmyć niesmak z ust? a nie, nie, nie... on posiada zwyczajny psi/wilczy pysk. Cóż... ocknął się... Dostrzegł masę istnień; postanowił im skinąć łbem... nie, nie, nie każdemu z osobna. Wyjątek? ale jak to! oczywiście był jeden jedyny wyjątek; Alpha... Asmodeuszowi dygnął z osobna... Postanowił sobie pomilczeć... Znalazł dogodne miejsce i usadowił swój parszywy czarny zadek...