Czarna Rzeka

Z daleka słychać było dźwięk uderzających o siebie mosiężnych bransolet, po chwili z krzaków wyłoniła się sporej wielkości postać o długim, jedwabnym futrze i pozbawionym jakichkolwiek uczuć pysku, wyglądała niczym pomnik wyrzeźbiony w czarnym marmurze, tylko nieliczne plamki i ruchy postaci mogły wskazywać na to, że w kierunku czarnej rzeki zmierza żywy pies który najwyraźniej stracił serce, niebieskie oczy szybko zlustrowały teren i wtedy Fox zatrzymała się pozwalając aby do jej nozdrzy dokładnie wdarł się zapach mglistych, tak to zdecydowanie był jeden z terenów stadnych na którym suczka mogła spotkać alfę, na którą zresztą oczekiwała gdyż celem jej wyprawy była chęć dołączenia do stada, w żadnym innym nie widziała swej postaci a samotnicy giną jako pierwsi. Czyż nie był to dobry wybór ? Suka przekona się o tym w przyszłości lub właśnie teraz jeśli Solstheim wysili się i powie coś więcej o stadzie, chociaż doskonale znała zasady, przywitane i inne, może mglista myśl nie jest taka jak sobie wyobrażała i się zawiedzie, White pozostało tylko czekać na alfę, więc collie powoli usiadła wypatrując z dala nadchodzącej postaci.

Wzrok suczki od razu powędrował w stronę z której nadchodził malinos, jej oczy szybko i praktycznie niedostrzegalnie zlustrowały sylwetkę przybysza kiedy ten podszedł wystarczająco blisko, dzieliły ich sekundy które pies pokonał dosyć szybko więc White nie mogła się skarżyć na spóźnienie, chociaż jej samej także nigdzie się nie śpieszyło, oczy alfy były wręcz niesamowite jednak owczarek nie ukazywał po sobie nic, jej były raczej straszne więc pozwalała by futro je przykrywały, jednak silny odcień niebieskiego przebijał się przez futro ukazując wężowe paczały w których posiadaniu była oto ta właśnie persona. Sama mglista nie należała do strachliwych, czy też ciekawskich, dziura nie wywoływała u niej żadnych emocji, była i będzie więc co jej odraza zmieni oprócz tego, że wyjdzie na debilkę przed władcą, cóż nie spoglądała nawet w tą stronę gdyż zwyczajnie nie ciekawiły ją takie rzeczy, jej wzrok skupiony był na oczach Sol'a, lubiła utrzymywać kontakt wzrokowy podczas rozmowy, i było to jedyne co można było o niej stwierdzić na podstawie obserwacji.Do uszu Fox dotarł spokojny głos malinosa który stał naprzeciwko niej, dosyć blisko jednak nie ograniczał jej doskonale znając jej potrzeby, gdyby podszedł za blisko collie odskoczyła by szybko i raczej nie za dobrze zaczęłoby się ich spotkanie.-Caligo, White Fox.-chłodny głos, równie spokojny jednak bardziej kobiecy wręcz kuszący chociaż sama suka nie zdawała sobie z tego sprawy jej głos był niepowtarzalny, a bóg najwyraźniej stworzył go z myślą o niej.-Przybyłam tu aby stać się członkinią twego stada.-minutę po przywitaniu padło kolejne zdanie wypowiedziane przez szkocką, nie miała wątpliwości, że ma do czynienia z alfą, nic nie zmieniło się na pysku mglistej, nie drgnęła najmniejszym ruchem, nie miała zamiaru podlizywać się samcowi aby się mu przypodobać, nigdy nie zmieniała się dla innych.

Początek nowego życia. Jakże przereklamowane, chwytliwe hasło. Nie jest możliwym zapomnieć o przeszłości nawet mimo szczerych chęci. Dzień wczorajszy nie pozwala sobie na wymazanie go z wspomnień. I będzie cię nawiedzał w snach, chorych wizjach oraz wszystkim innym czego nie pragniesz spotkać. Uch, zamknij się już. Oto nadchodzi ten, który kłóci się w myślach sam ze sobą. Pieprzony wariat. Zmrużył ślepia, przedzierając się przez mgłę. Momentalnie przystanął, ujrzawszy na horyzoncie dwie odróżniające się od tła sylwetki. Z pewnością posiadacz jednego z tych ciał to Alpha - celem przybycia tutaj było spotkanie się z nim. Hebanowa postać powzięła więc decyzję uzupełnienia całokształtu.
- Caligo. - rzekł głosem głębokim, bez cienia skazy.

Suka uważnie wsłuchiwała się w słowa towarzysza, każde z nich przechwytywała uszami i szybko przenosiła do pamięci, stwierdziła, że każde słowo alfy może się jej kiedyś przydać, cóż chyba ktoś pierwszy raz cieszył się ze spotkania White, zaraz po miłym powitaniu padło pytanie które szybko wryło się w umysł collie, na pewno nie przyszła tu oglądać róż.-Stado to jest odzwierciedleniem mej osobowości, lojalność stawiam ponad wszystko, życie same nadało mi imię, jestem biała jak dobra strona śmierci, jestem także sprytnym lisem. Dążę do wyznaczonego celu i nigdy się nie poddaje. Jestem gotowa oddać życie za stado i jego członków, możesz być pewien, że nie zawiedziesz się na mnie Solstheim'ie.-powiedziała chłodno nie zmieniają wyrazu twarzy, mówiła to co twierdziły o niej inne psy, nie powiedziała o sobie zbyt wiele chcąc trzymać jednak alfę w niepewności, chociaż była szczera i nie skłamała z niczym, była gotów nawet umrzeć za nowe stado, nawet za członka który popełnił wiele błędów, jednak nadal jest jednym z mglistych.Wtedy do uszu suki dotarł dźwięk kroków, ktoś nadchodził, spięła delikatnie mięśnie i wtedy z chaszczy wyłonił się sporej wielkości samiec, słysząc powitanie stadne wlepiła w niego wzrok na chwilę odwracając go od towarzysza, jak zwykle gdy White chciała w spokoju coś załatwić pojawiała się kolejna osoba, cóż "marmurowy posąg" nadal stał niewzruszony wlepiając w obcego świdrujące spojrzenie niebieski oczu.-Caligo, White Fox.-nie chciała po raz kolejny powtarzać swego miana, jednak tak nakazywała kultura osobista, to mógł być przyszły członek stada.

Różnokolorowe ślepia ospale, wręcz flegmatycznie okrążyły niejaki fragment otaczającej trójkę psów natury, by po chwili znów przywrócić spojrzenie na lico malinoisa. Radary papierosa zadrgały lekko w momencie gdy dotarł do nich głos Alphy.
- Owszem.
Jedno, krótkie słowo wydobyło się z jego pyska. Dzisiejszego dnia wspomniane już 'nowe życie' miało się rozpocząć. Wszelkie sprawy z przeszłości miały przejść na boczny tor, a główny wątek w życiu Marlboro miała tworzyć przyszłość, w której najważniejszymi czynnikami okazywały się być stado oraz honor. A mimo to nienawiść, która w przeszłości weszła mu w krew nadal żywiła demony siedzące w środku. Chcieli nazywać go wariatem, doświadczyli skutków. Czasami groenendael zastanawiał się nawet, czy skonali na scenie przedstawienia. On sam grał w nim rolę kata psychopaty nie oszczędzającego innym bólu. Jakby zastygły w bezruchu ocknął się, nieco podciągając jedną z przednich łap do góry. Chwila przyniosła w swym darze także brzmienie głosu suczki. Biały lis mieszanką trzech kolorów - paradoks. Samiec zastrzygł delikatnie uszyma wysłuchawszy słów White. Odpowiedział również na powitanie stadne.
- Caligo. Marlboro. - rzekł, swe miano odnosząc do obydwoje z towarzystwa.

Ruda sylwetka rosłego rhodesiana rosła wraz z stawianymi przez niego krokami. Niespiesznie przemierzał tereny stadne w celu odszukania jego przywódcy – miał za zadanie osobiście z nim porozmawiać na temat przyłączenia się do stada. Mimo, iż już z daleka dojrzał trzy postacie, w tym Solstheima, nie zamierzał przyspieszać kroku i niepotrzebnie spieszyć się ku nim. Podejrzewał, że dwa pozostałe psy przychodzą do niego w tym samym interesie co on – nie przychodziło mu do głowy nic innego, co dwa, zupełnie obce mu psy mogłyby robić u alphy. Orzechowe ślipia uważnie lustrowały nieznajome psy, uszy w pewnym momencie zaczęły wyłapywać dźwięki prowadzonej przez nie rozmowy. Jego predykcje rzecz jasna się sprawdziły, pragnęli dołączyć do tego stada. Ostatecznie zbliżył się do nich na odległość około dwóch metrów i zmierzył każdego z psów.
– Caligo. – rzucił krótko w ich stronę. Nie zamierzał raczyć ich jakimś nader długim przywitaniem, wystarczyło jedno słowo by zwrócić ich uwagę. Zaczekał kilka sekund, ze spokojem zawieszając ślipia na jedynej suce w towarzystwie a następnie znów przeniósł wzrok na Solstheima. – Przychodzę w tym samym celu...
Faktem było, iż nie rozwinął zbytnio swej wypowiedzi, ale tłumaczenie się zanim ktokolwiek o to zapyta nie miałoby najmniejszego sensu. Postanowił więc zaczekać, ot dla zasady którą sam sobie kiedyś ustalił.

Cóż słowa płynęły z niej niczym potok, zawsze mówiła to co chciała, nigdy nie zgrywała jakiegoś lizusa, jedynie kiedy chciała się kimś zabawić zakładała płaszcz idealnego kłamcy i zwodziła psa by potem go wykorzystać, cóż gdy skończyła swą przemowę pojawił się rudy pies, i kolejny do alfy ? Cóż towarzysz miał najwyraźniej przerąbane bo nawet w spokoju nie mógł odpytać White, która w myślach już przewróciła uszami, nigdy nie zdradzała co ma na myśli, a gdyby jej słowa były złudnym kłamstwem na pewno nie fatygowałaby się na to aby odpowiadać malinosowi.Było pewne, że mgliści są liczniejsi, jednak jeśli okazałoby się, że połowa członków nie pasuje do stada raczej długo by nie pociągnęło, pewnie dlatego Sol starał się być taki miły, chociaż jej zdaniem dość szybko zadał jej następne pytanie, nie uczepił się do żadnego słowa collie i najwyraźniej był bliski przyłączenia jej do stada, dla niej nie było to wystarczające, dawniej aby zdobyć zaufanie w stadzie White musiała się nieźle napracować, teraz wystarczała seria pytań i do widzenia, zabawne, ach jak dobrze, że nikt nie czytał w jej myślach a z jej zachowania nie dało się wyczytać nic.Nie zebrała się na powitanie rudego który nawet imienia podać nie potrafi, w głębi nie pałała sympatią do żadnego z samców, chociaż towarzystwo alfy dla niej było dosyć miłe dopóki ich rozmowa nie zmieniła się w imprezkę stadną, zaraz z czwórki zrobi się setka, ale na co narzekać, sama sobie stado wybrała to głupio by było teraz stękać na organizacje.Wzrok Fox wręcz przebił na wylot przybysza by po chwili powoli wrócił do alfy, a dokładnie z chwilą zadania pytania.-Nie mam wyznaczonej rangi, chociaż przybywając tu myślałam o Gizie lub skrytobójcy.-chłodny melodyjny głos po raz kolejny przeleciał przez uszy zebranych, tak zdecydowanie zrobiłaby karierę jako zabaweczka krwistych, jednak nie tak łatwo było się dobrać do bezwzględnej aseksualistki, cóż White utrzymywała kontakt wzrokowy z Sol'em.-Wiele osób twierdzi, ze nie sposób przewidzieć mego zachowania, wiele osób ucieka pomimo tego, że nigdy nie dorównam wzrostowi niektórym ze stada. Jednak jestem szybką i silną jednostką która nie boi się walczyć o swoje, psy zwą mnie "kłamczuchą" jednak tylko ukrywam się pod maską, jednak nigdy nie okłamałabym ciebie lub członka stada, więc z łatwością zdobywam informacje, a mój wzrost i szybkość zawsze mogą mi pomóc w razie niepowodzenia. Jak już mówiłam za Mglistą Myśl walczyć będę do śmierci, za ciebie i za każdego członka. -powiedziała powoli oddalając się nieznacznie od nowo przybyłych którzy zaczęli naruszać jej przestrzeń osobistą, było to jedynie przesunięcie się w bok, bez warkotu czy grymasu, nadal stała spokojnie i niewzruszenie.

//Sorry za ten gniot, brak weny.

Ślepia samca dokładnie zlustrowały przybyłego nad Czarną Rzekę rhodesiana. Powoli zaczęło robić się tłoczno, więc papieros powziął decyzję o jak najszybszym opuszczeniu tych terenów zaraz po staniu się prawdziwym członkiem Mglistych. Nie przepadał za tak dużym towarzystwem, przynajmniej nie na trzeźwo. To już inna sprawa, że nie pił alkoholu. Wysłuchał z uwagą słów przywódcy.
- Dołączyłem do Mglistej Myśli, ponieważ nie pasuje do żadnego innego tabunu, mój charakter wpasowuje się właśnie w to stado. - odrzekł w odpowiedzi na pierwsze pytanie. - Wystarczająco, bym mógł od czasu do czasu z kimś porozmawiać. Stado stawiam jednak ponad wszystko, mimo pozornej obojętności byłbym w stanie oddać życie za pobratymca.
Krótkim ruchem nozdrzy nabrał powietrza. Chłodny powiew ogarnął całe jego smukłe ciało, przynosząc oczekiwane ukojenie. Spośród litrów myśli wyrwał go ponownie miły dla ucha głos Solstheima.
- Szczególnie upodobałem sobie Sukerutona. - odpowiedział. - Jestem szaleńcem. A przynajmniej tak na mnie mawiali. Jak już wspomniałem, stado jest wielką wartością za którą mógłbym oddać życie. Do tabeli moich cech zalicza się także szczerość i lojalność. Wrogowie muszą liczyć jednak na co innego. Brutalność i bezwzględność - mam wyjątkowo okropne upodobanie do obdzierania innych ze skóry. Dosłownie.
Po raz pierwszy przez całe życie obnażył przed kimś swoją osobowość. Mimo wąskiego wachlarza cech jego charakter nabierał koloru po zapoznaniu się z nim. Szczególnie w negatywnych okolicznościach, wtedy to właśnie było dane przybyszowi poznać jego prawdziwą naturę. Bestię kryjącą się gdzieś w środku. Posypywanie ran solą to tylko rozgrzewka.

Wysłuchała słów alfy po czym dosyć pewnym krokiem ruszyła za nim, była pewna, że zostanie w tym stadzie.

zt.

W takim razie on także podążył za Solstheimem.
[z.t]

Zauważył, że nikt nie zmusza go do odzywania się tu i teraz, dokładnie w tym momencie. Może i lepiej? Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdyby mógł porozmawiać z przywódcą stada na osobności – tamtej dwójce nie zdołał jeszcze zaufać, ot żadna filozofia. Może po znakowaniu przekona się co do reszty. Wobec tego wyszedł, pozostając na samym końcu grupki.
/zt.

Pies nie bacząc na przeciwności losu opuścił poprzednią krainę by skierować swojego kroki do tej, krok po kroku zbliżał się ku nowym terenom stadnym albo raczej stada do którego zamierzał dołączyć. Pogłoski krążyły że właśnie w tym stadzie osiadł jego ojciec, pan i władca owego tereny zabaw. Malinos bo wdał się prawie całkowicie w ojca w końcu dotarł na upragniony skrawek ziemi, między drzewami gdzieś parę metrów przed nim znajdowała się łąka a sam obraz spowijał towarzyszący mu mrok.
-Cudownie. - skwitował sam do siebie własne czyny oraz miejsce w którym się znajdował w pewnym sensie brakowało mu tego wolności albo jeszcze lepiej czegoś za mógłby walczyć a teraz chcąc nie chcąc nadarzyła się odpowiednia okazja w końcu podobno kraina spowita jest wojną głównie między krwistymi a mglistymi a to coś w sam raz dla niego.

Samiec usłyszał kroki najpierw jeden potem drugi i tak krok po kroku aż dostrzegł postać nikogo innego jak swojego ojca. Przyjął bardziej można rzec dumniejszą postawę lustrując samca spojrzeniem, dawno go nie widział ale z kilometra był w stanie go odróżnić.
-Caligo ojcze. - ciekawe czy Sol jeszcze pamięta o swoich dzieciach? Nie miał zamiaru dać się łatwo zbyć, zamierzał w przyszłości u boku ojca walczyć o to co ich czyli krainę, władze i inne tam. Był ciekawy jak ojciec się zmienił od tego czasu, mniej a może bardziej? Na pewno Nevis nie był tym psem którego zapamiętał o ile w ogóle o nim pamiętał, wydoroślał i wymężnial no i nie był taki napuszony specjalnie odszukał ojca właśnie tutaj by móc w końcu żyć tak jak on chce i robić to co chciał jednocześnie przysługując się stadu.

A jak ta matka się zwie?

Cóż nie codziennie po dłuższym czasie spotyka się własnego syna tam gdzie jeszcze najmniej by się go spodziewało nieprawdaż? Nie wiadomo na czym ojciec tak się zawiódł w końcu malinos od zawsze mimo że w stadzie prowadził prawie samotniczy tryb życia taki już był. Kiedy tamten podszedł znajdowali się bardzo blisko siebie wręcz na wyciągnięcie którejś łapy, ale nie przeszkadzało to Nevisowi. Samiec kątem oka dostrzegł fiolkę na piersi ojca ale nie interesował się nią, przynajmniej nie teraz.
-Każdy ma własne powódki przybycia do tej krainy, na razie chce osiedlić się tu na tyle długo by coś osiągnąć, coś zrobić dla siebie być może jeśli dołączę do was to i dla stada. - odparł w sumie zgodnie z prawdą, cóż jak na niego był bardzo prawym psem nigdy nie kłamał, nie można było mu też odmówić odwagi oraz charyzmy której mu nie brak.

Lodowe spojrzenie nie złagodniało nawet na moment; wręcz przeciwnie w jednej chwili jakby lód stał się jeszcze głębszy.
— Jeśli faktycznie chcesz należeć do mego stada, Nevisie musisz wiedzieć, że nie będzie później odwrotu. Każda forma ucieczki ze stada, będzie karana niechybną śmiercią. Nawet jeśli jesteś moim synem. — wyrzucił, dając młodemu tym samym do zrozumienia, że nie będzie mieć żadnej taryfy ulgowej. Ba, można  by powiedzieć, że Anioł będzie wymagał od niego znacznie więcej niżeli od pozostałych członków stada. Wziął głębszy wdech, a następnie wypuścił nadmiar powietrza przez lekko rozchylone wargi. — Niemniej rad jestem, że mogę Cię powitać w kręgach Mglistych. Nim jednak pozwolę Ci przystąpić do znakowania, abyś się stał pełnoprawnym członkiem mam dla ciebie dwa zadania; Po pierwsze udasz się na polowanie. Masz złapać dwa zające, albo dzika. A po drugie; Odnajdź mglistą, która zwie się White Fox, przekaż jej, że ma ci przeprowadzić szkolenie i tym samym sprawdzić twoje umiejętności bojowe, a następnie ma mi złożyć raport. Jeśli zaliczysz to wszystko, z dumą Cię oznakuję.
Obniżył odrobinę swój łeb.
— A teraz wybacz, ale muszę iść. Porozmawiamy przy innej okazji; Thus, Nemfhuji ab Zhur. — Odwrócił się powoli i ruszył w swoją stronę.

zt

Samiec nie przejmował się zachowaniem ojca, każdy miał własne cele i tyle dążył do nich nawet po trupach.
-To raczej jest jasne dla każdego, dołączając tu wiem co robię. - odparł na słowa ojca, nie był przecież głupcem, ojciec nie znał go odkąd dorósł młody się zmienił można rzec że coś go zmieniło a czy na dobre czy na złe to się za pewne okaże w nie długim czasie. Pies nie oczekiwał wcale od niego że będzie go lepiej traktował niż pozostałych członków ferajny pies był egoistyczny,samolubny ale do tego chciwy i pazerny mimo że dla stada był jak dobra dusza dla wrogów niczym bestia pozbawiał ich głów lub innych członów ciała.
-Rozumiem, więc do zobaczenia. - odpowiedział tak by ojciec zrozumiał że do młodzika dotarło jednocześnie pewny siebie był, ostatecznie ruszył w drogę na poszukiwanie psa czy tam suki.

z.t

Weszła i napiła się wody czekając na syna Sol'a.

//Takie arcydzieło xD

Samiec wszedł za suką na owy teren, rozejrzał się dookoła z ciekawością ale jednocześnie kątek oka obserwował sukę w końcu nie wiedział od czego ani jak zaczną.
-Długo jesteś w krainie? - zapytał jeszcze nim zaczną czy coś, w końcu chciał się czegoś dowiedzieć o samej krainie bo o stadzie coś tam wiedział reszty dowie się w swoim czasie.