Stąpała delikatnie, uważając, by chrobotanie pazurów o kamienną posadzkę nie było zbyt głośne. Jak na razie wszystko szło idealnie. Jednak nie pozwalała sobie na ani chwilę nieuwagi - ciągle miała mięśnie spięte, a słuch wyostrzony, choć nie czuła przyspieszonego bicia serca ani nerwowości ciała i umysłu.
Bardzo szybko, bo zanim jeszcze pojawiła się w tej sali, uspokoiła oddech po szaleńczym biegu. Nie zamierzała spędzić tu długich godzin.
- Widać, że jeszcze nieużywane... - znów odezwała się do siebie szeptem, przeglądając ekwipunek. - Lenie z nich albo tchórze. Naprawdę, nie rozumiem...
Czas mijał, musiała przerwać poszukiwania. Chwyciła w pysk nóż motylkowy, a przez szyję przewiesiła łańcuch zakończony metalowymi szczękami, po czym wybiegła, uprzednio strącając rząd fiolek wypełnionych jakimiś płynami, które rozbiły się, a ich zawartość została wylana, mieszając się z sobą i tworząc kolorową plamę.
z.t.