Plaża

Kiedy wcześniej dochodził do psa usłyszał jak śpiewa ale nie wnikał co tam śpiewał ani tym podobne każdy robił co chciał nie? Jemu też nawet drgnął nie znacznie ogon kiedy pies do niego przemówił cóż lubił takie rozbrykane psy nie ma co.
-Jestem Adirael. - przedstawił się podchodząc do wielkiego dołu wykopanego przez psa, cóż można powiedzieć był imponujący nie ma co.
-Mam nie typową prośbę. - powiedział nieco cicho do owczarka, ale zależało mu na czasie i zdobyczy jednakże szanował jego postać i wolał pomału niż za szybko, spłoszy go i gdzie będzie drugiego szukał?

- Despair! Bardzo fajnie Cię poznać, Adirael! - przechylił mordkę nieco na bok, zaciekawiony jego kolejnymi słowami. Prośbę? O rajuśku! - Jasne! O co chodzi, Adi!? Pomogę Ci w czym tylko będę mógł, Księciuniu Despair do usług!
Zasalutował, prostując się dumnie. Niestety nadmiar piasku na jego łapkach przy zetknięciu się z jego skronią wdarł się kilkoma drobinami do jego ślepka.
- Ajajajaja ... - zaskomlał cicho, mechanicznie zaciskając powieki. Ugh, zawsze musisz coś sobie zrobić, prawda, mały? - Wybacz, piasek mi wpadł do oka, więc ... w czym Ci mogę pomóc!?
Potrzepał łebkiem, aby następnie znaleźć się swoim pyszczkiem niebezpiecznie blisko pyska samca. Wpatrywał mu się w oczekiwaniu i z niecierpliwością na odpowiedź mglistego.

-Mnie również Despairze. - odpowiedział co najmniej zgodnie z prawdą, w końcu nie widział powodu do innego zachowania prawda? Zaśmiał się cicho słysząc jego kolejne słowa a następnie poczynania, skąd takie psy się biorą.
-Może to dziwnie zabrzmi ale potrzebuje kupki twojej sierści. - powiedział nieco wyszczerzając swoje ząbki w jego kierunku. Do zmiany rasy a w końcu był potrzebny włos tej w którą chcesz się zmienić.

Z kapusty.
Serio.
Dlatego ma taki kapuściany i pusty łeb.
- huh? - no co? Każdy by się chyba zdziwił, gdyby nagle ktoś zapytał go, czy może sobie wyrwać parę jego kłaków. - Po co ci moja sierść? A zresztą!
Ustawił się do niego bokiem, szczerząc się zachęcająco.
- Bierz ile ci potrzeba i niech ci służy! - kretyn. Równie dobrze, pies może to wykorzystać do jakiś czarów, czy chociażby voodoo, albo do stworzenia czegoś co może Cię bez problemu zabić. Ale cóż; to Despair, czemu miałby psu nie ufać, zwłaszcza, że wydaje się być miły.

Jakiej kapusty? Wtf. Wiedział że pies się zdziwi ale co tam, nie wyrwie mu całego włosia potrzebował dosłownie kilku włosów. Wydobył flakonik, podszedł do psa i za jego zgodą wyrwał kilka jego włosów dosłownie kilka starał się delikatnie no ale czasem nie ukrywajmy to boli.
-Wybacz ale dziękuje. - odpowiedział zatykając flakonik i chowając gdzieś tam, niech głowa się nie martwi nie planuje nic z tym złego robić. Usypał łapami trochę piasku by następnie niezdarnie coś uformować z niej, ale coś jest nad przepaścią gdzie będzie zamek.
-Masz początek muru w podzięce. - odpowiedział by odejść za moment.

z.t

- Cool! Dzięki! - zawołał za psem, machając mu na pożegnanie. Uszczęśliwiony, że mógł ponownie komuś pomóc, zajął się budową swojego zamczyska. Chociaż zamczysko to zbyt duże słowo, bo raczej nie miał talentów artystycznych to też po prostu wyszło mu kilka uklepanych kupek, które miały służyć na wieżyczki, a dookoła nich mur, który zaczął już mglisty.
- Hm .. przydała by się flaga ... - wymruczał pod nosem, rozglądając się dookoła. Dostrzegł parę jakiś gałązek, które nazbierał i wbił w czubki, klasnąwszy w łapki zadowolony z siebie!
- No! Żadna Księżniczka by się takiego zamku nie powstydziła! - zaśmiał się pod nosem, gdy nagle wpadł mu do łebka pomysł.
- Właśnie! Poszukam jakiegoś prawdziwego zamku! Może uda mi się trafić na księżniczkę! - no przecież to przewspaniały plan, jak mógł nie wpaść na to wcześniej? Ruszył biegiem w głąb lądu nie przejmując się pozostawionym dołem, który mógł stanowić niebezpieczeństwo dla spacerowiczów.

zt

Czekoladowo biała collie weszła tym razem gdzieś nad wodę, uwielbiała ją taka odskocznia od tego co zawsze trawy, krzaków już rzygała nimi podczas podróży. W końcu jej łapy zamiast z trawiastym podłożem zetknęły się z piaskiem, przymknęła na moment ślepia by rozkoszować się uczuciem błogiego spokoju i ruszyć ku brzegowi gdzie szła a woda obmywała jej kończyny.

Trafiłem na... plażę? Jakoś nigdy nie miałem okazji na niej dłużej pobyć, gdyż piach wrzynał mi się niemal pod skórę, do tego ta wilgoć ciągnąca od ziemi, to nie dla mnie, zwłaszcza o tej porze roku. Gdy tak sobie wędrowałem zupełnie bez celu, tak by się przejść, może pozwiedzać? Wtedy dostrzegłem ją, była samotna otulona wiatrem, który jakoby syreni śpiew pląsał naokół niej, że omal myślałem, że to jej głos. Potrząsnąłem głową i zbliżyłem się nieznacznie. Spojrzałem w kierunku w którym ona spoglądała i wtedy się ozwałem.
- Piękny dzień dla marzeń.
Ku temu odchyliłem uszy do tyłu i zmrużyłem oczy. Pozwoliłem sobie usiąść, ostrożnie, lekko, tak by samica nie poczuła się osaczona, czy po prostu by się nie poczuła niezręcznie.

Suczka usłyszała zbliżające się kroki, nie podniecała się jednak czyjąś obecnością zachowując spokój oraz neutralność. Na niej pogoda nie robiła większego wrażenia lubiła wodę i nic jej nie przeszkadzało w spacerze tutaj przystanęła kierując pysk w jego kierunku.
-Co. - nie wiedziała co basior ma na myśli, co to kraina składa się z samych wilków czy wtf? Samica miała dość sporo siły by w razie co odepchnąć basiora jakby zaszła taka potrzeba, stasowała jego sylwetkę spojrzeniem.

W jej tembrze wyczułem nutę chaosu, nie wiedziałem czego się spodziewać, jedyne co mi pozostało to zachować dystans, zdrowy. Nie każdemu pasowało moje podejście, ale czy to ważne? Ostatnio w głowie miałem burdel, nie mogłem się zbytnio skupić, powodem tego było dołączenie do stada, nigdy nie przynależałem do tak licznej grupy, a teraz musiałem się w niej odnaleźć.
Kiedy wicher wtargnął do mych uszu lekko je odchyliłem by móc słyszeć każde słowo, które mogłoby opuścić gardziel samicy.
- Próbowałem do ciebie przemówić językiem romantyzmu, ale to nic nie dało, więc spróbuję innym. Jestem Vadasz.
Przedstawiłem się bo tak pospolicie rozpoczyna się rozmowę. Wciąż wpatrywałem się w wodę bezsensu.

Tak, czułem, że samica jest w okresie płodnym aczkolwiek nie należałem do typów które się rzucają na płeć przeciwną jak na mięso, mógłbym tak tylko się rzucić na partnerkę, nie interesowały mnie przelotne romansidła i miłostki, to strata energii i czasu, a na związek to... chyba jeszcze nie byłem gotowy. Wszelakie popędy po prostu hamowałem i uwalniałem dopiero wtedy kiedy odczuwałem taką potrzebę. To tak jakby wewnątrz mnie była maszyna, która jest bardzo sprawna i nigdy mnie nie zawiodła.
Westchnąłem głucho, po prostu odetchnąłem, coś ten krajobraz sprawiał, że czułem się spokojniejszy i bardziej wyluzowany.
Ona, ona nie wydawała się być duszą towarzystwa, zupełnie tak jak jam ale to tylko pozory a pozory bierze się tylko w 50 procentach na serio.
- Rzeknę, że miło cię poznać, a czy faktycznie miło to czas pokaże.
Takie swoiste podejście, nigdy nie zakładałem czegoś z góry, choć w słowach mogło to wyglądać zupełnie inaczej.
- Całe życie w samotności, a teraz? Skusiłem się dołączyć do stada. Ciekawe, czy i ta pokusa będzie złem.
Dodałem zupełnie niepotrzebnie, a nuż ją to zainteresuje. Rozejrzałem się niedbale po otoczeniu szukając jakiegoś punktu zaczepienia, jednak za każdym razem gdy mój wzrok przemykał przed obliczem czarno-białej to na niej siedział najdłużej, a dokładnie w jej oczach.
- A ty, dlaczego tak tu sama?
Zagabnąłem.

Prawdopodobnie za tak haniebny czyn rozszarpałaby go niczym nikogo ważnego, była dość nie przewidywalna. Nie był za stary ani za młody idealny na zaczynanie myśleć czy działać w poważnym życiu, nikt wiecznie go traktować ulgowo nie będzie.
-Tak okaże się, bycie w stadzie zawsze ma swoje plusy i minusy. - no tak czasem dobrze czasem źle poznawać kogoś nowego ale nie zanosiła się na złą relację między nimi jeszcze. Choć słyszała nieco od Asmodeusz o jego ojcu, pewnie krzywo by na niego patrzyła znając jego pochodzenie.
-Nie jestem sama, mam ciebie obecnie obok. - tylko niech sobie nie wyobraża za wiele po tych słowach, po prostu za głupotę uważała sądzić że jest tu sama skoro on siedział tuż obok. Zauważyła lisa który tu przyszedł, nie wyglądał za dobrze a ona się brzydziła wszystkim co inne niż pies nawet wilkiem.
-Obrzydlistwo, choć jeśli chcesz napiłabym się czegoś. - charknęła w kierunku psa by wyminąć lisa patrząc na niego kpiącym spojrzenie, obrzydliwe małe rude gówno.

z.t

Kuknąłem na rudego neutralnie, jakoś nie chciało mi się teraz za nim ganiać, ani cokolwiek innego z nim robić. Teraz chciałem jedynie odpocząć, więc bez wahania podniosłem się żwawo i ruszyłem śladem samicy.

z/t