Miała szczęście, gdyż siewcy nie zdawali się zbyt dobrze chronić swoich terenów. Albo może ukrywali się, chcąc ją złapać. Jakkolwiek by nie było, Oblivious udało się wejść do lochów, cicho stąpając swoimi długimi, smukłymi łapami po brudnym, kamienistym podłożu.
Borzojka rozejrzała się dookoła - miejsce było obskurne, ale chyba nie mogła spodziewać się luksusów, biorąc pod uwagę to, do czego ów pomieszczenie było przeznaczone.
Nie, nie, nie. Za nudne, obrzydliwie proste. Wszystko to wyglądało tak jakby ktoś chciał ją oszukiwać, tyle, że nieudolnie, bo nikomu nigdy nie udało się złapać borzojki na dłużej.
Przekraczając próg, 4-latka podbiegła do jednej ze ścian na których zawieszone były rozmaite narzędzia. Były czyste, nieskazitelne, najwyraźniej dawno nieużywane.
Spojrzenie niesamowicie niebieskich oczu suczki przesunęło się po kolei po każdym z noży. Oblizała krótko pysk i chwyciła jeden z dłuższych, ostro zakończonych, wygiętych w łukowatym kształcie sztyletów. Był wyjątkowo długi, kształtem przypominający kosę, zakończoną drogą, srebrną rączką.
Ob ceniła piękno i luksus. - Witaj słonko. - syknęła zwracając się w stronę noża, nie próbując nawet powstrzymać demonicznego uśmiechu, który wykrzywił jej lico.