Pierwszy dzień w akademii zapowiadał się katastrofalnie. Nemeyeth stała przed grubymi murami dworu już mocno spóźniona. W prawej ręce kurczowo trzymała rączkę niebieskiej walizki, a lewą schowała do obszernej kieszeni kurtki.
-Uch, tylko spokojnie – szepnęła dziewczyna wspinając się po schodach.
Wziąwszy głębszy oddech pchnęła dębowe drzwi. Znalazła się w przestronnym holu. Naprzeciwko niej korytarz rozgałęział się na dwa mniejsze. Któryś z nich musiał prowadzić do Wielkiej Auli.
-Panienka A’albiell, jak mniemam? – ostry, kobiecy głos sprawił, że dziewczyna aż podskoczyła.
Momentalnie odwróciła się stając twarzą w twarz z nieznaną kobietą. Miała ona pociągłą twarz o ostrych rysach. Jej jadowicie zielone oczy świdrowały postać Nemeyeth zza okularów o grubych szkłach. Brązowe, gęsto przyprószone siwizną włosy spięte były w staranny kok. Była zapewne wzrostu dziewczyny, jednak szpilki pozwalały jej patrzeć na nią z góry.
Otrząsnąwszy się w pierwszego szoku wywołanego niespodziewanym pojawieniem się kobiety Nemeyeth kiwnęła głową.
-Spóźniłaś się młoda damo. – Wzrok kobiety zdawał się przewiercać dziewczynę na wylot.
-Były korki, ja naprawdę nie mogłam… - wyjaśnienia zostały brutalnie przerwane przez niespodziewany łomot i huk tłuczonego szkła.
Nemeyeth momentalnie skierowała wzrok w kierunku, z którego doszedł huk. Zobaczyła wysokiego, szczupłego chłopaka o długich, splecionych w luźny warkocz włosach, usilnie próbującego zgarnąć wszystkie odłamki szkła w jedno miejsce. Kiedy zobaczył Bibliotekarę (bo tak w pierwszym odruchu ochrzciła ją Nemeyeth) na jego twarzy pojawiło się zmieszanie.
-Eee, dzień dobry panno Fox. – wykrztusił.
-Co to ma znaczyć Owens? – wysyczała kobieta.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to chłopak padłby już trupem.
-To? To przez przypadek. – odpowiedział z miną niewiniątka.
-Ten cały bałagan ma mi zaraz zniknąć. I nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Pięknie zaczynasz nowy rok. – gderała pani Fox –Kiedy skończysz, zaprowadzisz młodszą koleżankę do Wielkiej Auli. – tu niedbałym ruchem wskazała na Nemeyeth po czym odeszła.
Chłopak upewniając się, że zniknęła na dobre podszedł do dziewczyny.
-Chodź, zaprowadzę cię do Auli. – westchnął z rezygnacją –Tak w ogóle to jestem Yamis. – dodał.
-Nemeyeth. – przedstawiła się dziewczyna –Nie posprzątasz? – zapytała spoglądając mu przez ramię na kupkę szkła.
Musiała stanąć na palcach, żeby cokolwiek widzieć.
-Zrobię to, ale później. – machnął ręką.
Wciąż z wyrazem kompletnego zaskoczenia wymalowanym na twarzy pozwoliła chłopakowi prowadzić się w niewiadomym dla niej kierunku.
-A ta baba to? – zapytała ni stąd ni zowąd.
-Profesor Henrietta Fox, uczniom znana raczej jako Stara Jędza. Postrach uczniów pierwszego roku oraz kilku ze starszych klas. – wydeklamował Yamis.
-Nauczyłeś się tej regułki na pamięć? – zauważyła zgryźliwie Nemeyeth.
-Na twoim miejscu już bym się jej uczył. I przygotuj się na bardzo ciepłe powitanie na twoim pierwszym wykładzie. – pogroził jej palcem i roześmiał się widząc jej minę.
Zupełnie zbita z tropu dziewczyna zapomniała strząsnąć rękę chłopaka ze swojego ramienia. Nie, żeby jej to w jakiś sposób przeszkadzało, po prostu ot tak, dla zasady. Ani się obejrzała, a już stanęli przed wejściem do Wielkiej Auli. Sala wypełniona była istotami wszelkiego rodzaju, które tylko tymczasowo przybierały ludzkie postaci.
-Już widzę, jak będę się wyróżniała. - mruknęła pod nosem dziewczyna krążąc w tłumie i szukając kawałka wolnej przestrzeni dla siebie.
Jej „przewodnik” zagubił się gdzieś w tłumie. Może to i dobrze? Kiedy wchodzili, widziała zazdrosne spojrzenia damskiej części tłumu, a ostatnim czego chciała to zwrócenie na siebie uwagi połowy akademii. W końcu dziewczynie udało się znaleźć trochę wolnego miejsca gdzieś pod ścianą. Na chwilę jej wzrok powędrował w kierunku postaci dyrektora stojącego na podeście i wygłaszającego przemówienie. Niski, łysawy facet z lekką nadwagą. Nic szczególnego. Nemeyeth nawet nie do końca słuchała jego paplaniny. Docierały do niej pojedyncze zdania takie jak „Chłopcy mają kategoryczny zakaz przebywania w damskim akademiku i odwrotnie”. Westchnęła cicho. Z tym akurat zgadzała się w stu procentach. W końcu nadeszła upragniona chwila rozejścia się do wyznaczonych pokoi. Dziewczyna ciągnąc walizkę poszła za resztą dziewczyn w kierunku damskiego akademika. Po drodze mignęła jej lista przydziału. Z największym trudem cofnęła się i stanęła przed nią szukając swojego nazwiska. Z lekkim zawodem stwierdziła, że została przydzielona do pokoju jakiejś uczennicy drugiego roku. Nemeyeth miała nadzieję, że okaże się ona w miarę znośna. Odruchowo spojrzała na dwie świergoczące z zapałem dziewczyny stojące naprzeciwko niej. Skrzywiła się widząc niezliczone warstwy makijażu pokrywające ich twarze. Wtem usłyszała znajomy głos.
-Zgubiłaś się? – Yamis z uśmiechem na twarzy wpatrywał się w nią wyczekująco.
-Mogłabym zapytać ciebie o to samo. – mruknęła dziewczyna.
-Tak się składa, że dokładnie wiem dokąd idę. – odciął się.
Spojrzał na listę i jego uśmiech momentalnie stał się większy.
-Tak się składa, że idziemy w to samo miejsce. – dodał, a Nemeyeth jęknęła w duchu.
-Nie mam klucza. – powiedziała, mając nadzieję, że pozbędzie się natręta.
-To nie problem. – chłopak zamachał jej przed nosem kluczem, który przed chwilą wyjął z kieszeni.
-Ale… - zaskoczona dziewczyna zupełnie nie wiedziała co powiedzieć.
-Dorobiłem rok temu. – wyjaśnił –A teraz chodź. – dodał ciągnąc Nemeyeth za sobą.
Dziewczyna przez chwilę szła cicho, po czym nagle odzyskała głos.
-Po co ci do ciężkiej cholery klucz do tego pokoju!? – warknęła.
-Mam swoje powody. – brzmiała odpowiedź.
Nemeyeth mruknęła coś zirytowana. Zdążyła się uspokoić przed dotarciem do wyznaczonego pokoju. Spojrzała na jasne drzwi i wiszący na nich numerek 20. Yamis w tym czasie nacisnął klamkę. Kiedy drzwi nie ustąpiły, włożył klucz do zamka i przekręcił. Wspaniałomyślnie puścił Nemeyeth przodem. Dziewczyna ogarnęła wzrokiem cały pokój. Błękitne ściany kontrastowały się z jasnymi meblami. Na łóżkach leżały narzuty w tym samym kolorze co ściany. Na podłodze leżał wściekle niebieski dywanik. Po lewej stronie, zaraz przy wejściu znajdowały się drzwi, najpewniej prowadzące do łazienki.
-Łóżko po prawej zajęte, musisz wciąć to po lewej. – poinstruował Yamis zamykając drzwi.
-Za dużego wyboru nie mam. – mruknęła dziewczyna kładąc walizkę na wyżej wymienionym łóżku.
-Lepiej przygotuj się na to, że Sometha nie będzie zachwycona twoim widokiem. Od początku zeszłego roku upierała się przy tym, chce mieć pokój tylko dla siebie. Najlepiej po prostu zignoruj jej docinki. – powiedział chłopak siadając na krześle, które odsunął od jednego z biurek.
Nemeyeth już miała zapytać kto to ta Sometha, ale na szczęście w porę ją olśniło. Wtem na korytarzu rozległ się hałas. Ktoś się przewrócił? Dwójka uczniów od razu doskoczyła do drzwi, otworzyła je na oścież i wypadła na zewnątrz.
bo Nem jest jak Polsat i urywa w momentach, kiedy dzieje się akcja :P