wh
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


psie pbf
 
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 I'm the devil son.

Go down 
AutorWiadomość
Levi
Zwykły Pies
Zwykły Pies
Levi


Liczba postów : 729
Join date : 14/10/2014

Dodatkowe
Przedmioty Specjalne::
Wynagrodzenia stadne:

I'm the devil son. Empty
PisanieTemat: I'm the devil son.   I'm the devil son. EmptyPią Lut 13, 2015 7:41 pm

Prolog

W uliczce było ciemno, pomimo delikatnego światła miejskich lamp, leniwie liżącego brukowaną powierzchnie. Dwie osoby pochylały się nad czymś, co z daleka przypominało stertę brudnych ubrań.
- Cholera, David, to już ósmy w tym tygodniu. Te sam schemat, te same metody. To musi być on!
- No nie wiem, Rob, równie dobrze mógł posłać jednego ze swoich...
Mężczyzna nazwany Robem westchnął zniecierpliwiony. Dlaczego jego partner tego nie widział? Wszystko układało się w idealną, logiczną całość! Kto jak kto, ale Davidowi powinno zależeć na zamknięciu tego skurwysyna.
Pomasował palcami nasadę nosa, aby po chwili obdarzyć kolegę intensywnością niebieskich oczu. W chwilach takich jak ta czuł się nieprawdopodobnie stary, choć przeszło miesiąc temu skończył dopiero 32 lata. Praca w policji niosła ze sobą nieprzyjemne konsekwencję, choć poczucie spełnionego obowiązku trochę ów trudy umniejszało.
Rob patrzył jak David nachyla się nad twarzą zmarłego. Powinien zadzwonić po koronera, a potem może do rodziny...
- On żyje!
- C-co?
Przyglądał się jak młody energicznie przeszukuje kieszenie płaszcza w poszukiwaniu telefonu. Nie było to coś, czego się spodziewał. Wszystkie poprzednie ofiary były martwe, przez co ich śledztwo cały czas stało w miejscu. Nie zdawał sobie sprawy, że się uśmiecha, a o obecności Davida przypomniało sobie dopiero, gdy tamten zacisnął palce na jego ramieniu. Zamrugał, wypływając z morza prywatywny przemyśleń.
- Mamy go! Mamy tego drania, który zabił Fabienne!
Tak, pomyślał Rob, wreszcie złapaliśmy drania.


I

Malcolmowi nikt nie musiał tłumaczyć, że życie na ulicy to nieustanna walka. Wśród brudnych, ciasnych uliczek miasta, stawałeś się łowczym albo zwierzyną i ten wybór piętnował cię na całe życie. Od tego nie było ucieczki, a jeśli myślałeś, że w jakikolwiek sposób to zmienisz – ginąłeś szybko, wciąż przekonany o prawdziwości swych marzeń. I nawet gdyby znalazł się ktoś, ktokolwiek, gotów uświadomić małego chłopca o niebezpieczeństwie realiów, w których ramiona się pcha, to istniała niewielka szansa, coby zawrócił. Gdy raz pochwyci cię zgubny, pulsujący rytm Ciemnego Miasta, stajesz się jego nierozłączną częścią.
Dzielnica Północna stanowiła centrum, niejaką Mekkę dla wszystkich istniejących gangów. To tu udawali się zainteresowani, gotowi zasmakować życia w półświatków. Każdy odwiedzający miał inne intencję, inny powód, dla którego żegnał się w tak brutalny sposób z obecnie prowadzonym życiem. W wielu przypadkach nie chodziło o nic szemranego, a wręcz przeciwnie. Dobrze sytuowani, wykształceni obywatele jednoczyli się z sierotami i przestępcami. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić i nikt nawet nie próbował.
Skręcając w jedną z mniejszych alejek, skinął głową mijanym osobom. Choć znał tu wielu, nikt tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Bardzo starannie ukrywał wszystkie swoje sekrety, a gdy już ktoś musiał koniecznie cokolwiek o nim wiedzieć, zdradzał tyle, aby nie zostało to wykorzystane na jego niekorzyść. Był młody, ale z pewnością nie głupi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co czeka go za zbyt pochopne i chętnie rozdawane zaufanie.
Malcolm był dziewięcioletnim, dość niskim i wątłym chłopcem. Wiele Omeg nie brało go na poważnie, wytykając dziecinną twarz i niewinność tlącą się w oczach. Wszyscy posyłali go po sprawunki, których nikt inny nie miał ochoty wykonać. Nawet reszta Szczeniąt uważała się za dużo lepszych od niego. Mógł to ignorować. Ludzi, ich docinki, sposób w jaki się na niego patrzy, jak wytyka palcami. Tak, z pewnością mógł to ignorować, gdyby w jego życiu nie zaistniał inny, problematyczny mankament. Vincent.
Vincent był Betą. Niezwykle arogancką i pewną siebie, typ, który zawsze dostaje to, czego chce. Malcolm mógł nie wiedzieć dlaczego, jednak z jakiegoś powodu wzbudził zainteresowanie nie tej osoby, co trzeba. Zazdrościli mu, jednocześnie nienawidząc i potępiając. I to pewnie było jednym z powodów bycia chłopcem na posyłki.
Ponownie skręcił, w oddali widząc cel swojej podróży. Ukrył zadowolenie, które starało się rozciągnąć jego usta w lekkim uśmiechu. To jeszcze nie jest czas na relaks, upomniał sam siebie, jeszcze wszystko może pójść źle. I jak na życzenie wpadł na osobę, którą najmniej chciał w tej chwili oglądać. Byłby upadł, gdyby nie silne dłonie, obecnie trzymającego go za ramiona.
- No proszę, proszę... Czyż to nie Malcolm?
Chłopak niemal skulił się w sobie, jednak głowę starał się trzymać pewnie i wysoko. Mimowolnie przełknął nagromadzoną w ustach ślinę i wystarał się, aby jego twarz nie wyrażała nic negatywnego. Nie potrzeba geniuszu, coby wiedzieć jak niebezpiecznym jest drażnienie ów mężczyzny. Chciałby się go pozbyć jak najszybciej, jednak wiedział, że nie będzie mu to dane. Gdy Vincent czegoś chce, a było prawdą, że chciał Malcolma, to zawsze to dostaje. Koszta nie grają roli.
Powrót do góry Go down
 
I'm the devil son.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
wh :: Offtop - Rozmowy NIEKONTROLOWANE :: . :: Heaven Knows-
Skocz do: